Przejdź do głównej zawartości

 14.11. 2020r.



Uparta miłość r.25 [1]


 

 

 Ci, co liczyli na wczesną wiosnę, bardzo się zawiedli. Pod koniec marca wróciła zima z tęgim mrozem. Adam namawiał żonę, by już poszła na urlop macierzyński. Mirka nie chciała o tym słyszeć. Czuła się bardzo dobrze i utrzymywała, że nic jej tak nie służy jak codzienny spacer do pracy i z powrotem. 
 Tymczasem w rodzinie  zapanował stan pogotowia. Adam obstalował u siebie w szpitalu położnika, pielęgniarkę i położną. Tato Zalewski  zaklepał sobie urlop, by zamieszkać u młodych i doglądać dzieci po wypisaniu ze szpitala. Obie mamy przygotowały całe stosy pieluszek,  różnych akcesoriów i kaftaników. Lila przesiadywała w domu, jakoś nikt jej nigdzie nie woził. Ona też zapowiedziała, że jest do dyspozycji i w dzień i w nocy.
 Na tydzień przed wyznaczonym terminem, Mirka od rana czuła się dziwnie podekscytowana, jakby na lekkim rauszu. W pracy żartowała, dowcipkowała, tak że współpracownicy wielce się dziwili tej odmianie.
 Przed zakończeniem zajęć, dostała gwałtownych buli; pogotowie zabrało ją do Szamotuł. Wieczorem przyszła na świat najpierw dorodna córka, a chwilę po niej nieco mniejszy synek. Mama, aczkolwiek wymęczona porodem wciąż była w dobrym nastroju.; radosna i szczęśliwa, że już po wszystkim i że dzieci zdrowe.
  Koleżanki z pracy zadzwoniły do szpitala i wśród szerokiego grona znajomych rozeszła się radosna wieść, że ta miła blondynka z księgowości urodziła bliźniaki!
 Wkrótce wiedzieli wszyscy, oprócz męża. Przyjechał po dwóch dniach, Renia wyszła z mieszkania widząc podjeżdżający samochód. Ledwo wysiadł, rzuciła mu się na szyję gratulując parki.
 – Jaka parka? Dzieci się urodziły? Kiedy? Dlaczego?  - pytał przytrzymując się otwartych drzwi samochodu, bo nogi zrobiły się jakieś słabe. Zrobił parę kroków i usiadł na schodach mokrych od szronu. 
 – Adaś, wszystko dobrze, dzieci zdrowe, chodź do domu. Nie wiedziałeś?
 - Rano zszedłem z nocki, może i kto dzwonił, jak spałem. Mój Boże, jak się cieszę! Teściowie przyjechali zaraz, jak Mirkę wypisano ze szpitala. Obaj panowie doktorowie każdego dnia badali maluszki, udzielali mądrych rad, robili zakupy, gotowali obiady a później siedzieli sobie w nowych fotelach w pokoju gościnnym i sączyli koniaczek zadowoleni i szczęśliwi.
  A panie doglądały dzieci na zmianę; karmiły, przewijały, kąpały, prały i bywało, że wieczorem padały z nóg.
 Gdy panom pokończyły się urlopy i dom opustoszał, przybyło zajęcia, ale było jakoś spokojniej i składniej. Mama Zaslewska okazała się być doskonałą piastunką – spokojną i pogodną. Przy niej nie straszne były nocne wrzaski dzieci, napady kolki, brzydkie kupki, czy wymioty. Jej spokój udzielał się Mirce, nie bała się niczego; a kiedy teściowa zaczynała pakować się do powrotu, synowej zbierało się na płacz. Dopiero teraz doceniła drugą mamę, jej serdeczność i prawdziwe oddanie.
 Gdy przyjeżdżał Adam, choć się bardzo starał, po dwóch, trzech dniach brakowało mu cierpliwości;  a widząc niezadowolenie żony, stawał się nieznośny. 
 Wysyłała go więc na zakupy, do prac wiosennych w ogrodzie, albo na spacery z jednym z dzieci. W głębi duszy bolał nad tym, że dzieci zawładnęły sercem żony bez reszty, on zszedł na drugi plan.
 W Pogórzu też było wiele radości z narodzin wnucząt, ale rodzice, póki co, przyjechać nie mogli.
  Tato siadał do pisania listu i też szło mu niesporo. Wiele się wydarzyło, ale nie o wszystkim można było napisać. Kręcił więc w palcach pióro i rozważał: że mama trafiła do szpitala, bo straciła trochę krwi – nie, tego nie napisze. Po co ma się dziewczyna  zamartwiać. O tym, że ledwo ją podleczyli, na własne żądanie wypisała się, też nie napiszę. Ale o tym, że pojechały we dwie ze znajomą z Ciłków do  księdza - zielarza aż pod Łódź – to mogę napisać. Mogę też pocieszyć córkę, że po tej ziołowej kuracji, jest dużo lepiej; jak się utrzyma ta poprawa, to w połowie maja przyjedziemy do Rostowa.

 Bywały dni, że Mirka doglądała dzieci sama; jedno i drugie gwałtownie domagało się jedzenia krzycząc do utraty tchu, wtedy nie bacząc na niedawne animozje, pukała w kaloryfer; Lila natychmiast przybiegała i pomagała tak długo, jak było potrzeba.
 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
6.01.2024r. Uparta miość .III r.6[2] Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje. - Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi? - . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce? - Komu oddała klucze? - Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczę