30.01.2021r.
Uparta miłość t.II r.2 [1]
Rozpoczął się już sezon urlopowy i nie udało się doktorowi
załatwić wolnego, pojechali po paru dniach. Zatrzymali się w hotelu przy
Świętym Marcinie; umówili się z synem,
że spotkają się na skwerku za Katedrą. Porozmawiają, a później pójdzie się
razem na dobry obiad.
~ Zbesztali syna nie przebierając w słowach, a on stał przed nimi, siedzącymi
na ławeczce i oczu podnieść nie śmiał. Czekał cierpliwie na koniec
rodzicielskiej oracji; gdy skończyli, oświadczył, że coś tam faktycznie było,
ale dawno się skończyło. Ubolewał, że wujostwo niepokoili ich, gdy już dawno
jest po sprawie!
To właśnie chcieli usłyszeć, teraz już
można było głęboko odetchnąć i porozmawiać o rzeczach przyjemniejszych Pójść na
zasłużony posiłek; a że Adam szedł na nockę, planowali też wspólny spacer. Tato
wstał z ławeczki, mama też chciała się podnieść, ale nie mogła. Mąż chciał jej
pomóc – odtrąciła rękę. Panowie rozglądali się zażenowani.
– No co tak stoicie? – wyszeptała z
trudem – Idźcie się zabawić, nie patrzcie na mnie. No jazda! Mało tu powabnych
panienek? No idź, pokaż synkowi, jak się zabrać do rzeczy, tatuśku...
Pośpieszyli uspokajać, podnieść, pomóc,
ale ona uparcie odtrącała ich dłonie. Strwożeni patrzyli, jak osuwa się na
ziemię.
– Adam, Jezus Maria! Pogotowie! Ja tu
nic nie mam! – wykrzyknął ojciec w trwodze. Półprzytomną ułożyli na ławce. Po
raz pierwszy w życiu doktor Zalewski zupełnie nie wiedział, co ma robić. Adam
poprosił przygodnych gapiów, by przynieśli wody. Pani Marynia z trudem łapała
powietrze..
Minuty do przyjazdu karetki wydawały
się wiecznością. Zawieźli ją na Długą do szpitala Przemienienia Pańskiego;
umieszczono w małej salce, obok izby przyjęć. Przez dwie godziny nie wpuszczono
tam ani męża, ani syna; nie było też żadnej informacji , co do stanu chorej.
Obaj od zmysłów odchodzili z
odbierającej rozum, trwogi. Obaj też po swojemu błagali Boga o ratunek i kajali
się i przepraszali i przysięgali..
Później wyszedł lekarz, wyjaśnił, że
nastąpił gwałtowny, groźny dla życia skok ciśnienia. Ale już jest lepiej, chora
śpi. Rano zostanie gruntownie przebadana i będzie decyzja, co do dalszego
leczenia.
Po badaniach lekarz rozmawiał z ojcem,
nie stwierdzono nic groźnego, zalecany był
spokój, wypoczynek; pani Marynia mogła opuścić szpital. Adam wezwał
taksówkę i pojechali na Rataje do mieszkania wujostwa. Mama nie chciała
odpoczywać, obeszła mieszkanie; a że wszyscy byli głodni, podgrzała bigos z
domowych zapasów i orzekła, że tak wyposażonej kuchni w życiu nie widziała
– Samych patelni naliczyłam pięć! Adam
mrugnął do taty
– Nie jest źle, skoro mama liczy
patelnie! Ojciec odpowiedział bladym uśmiechem i ukradkiem otarł zaszklone
oczy. Gdy Adam wyszedł na hol; jechał bowiem do „Lechii” zwolnić pokój,
uregulować rachunek i przyprowadzić ojca samochód. Tato wyszedł za nim, wsunął
mu do kieszeni plik banknotów i szepnął;
Nazajutrz , rano rodzice wracali do domu, Adam szedł na dyżur; teraz dopiero, gdy nie musiał drżeć o zdrowie matki, dopadł go niepokój: a jak Bondosowie byli u Mirki? W Rostowie dowie się wszystkiego - śpieszył więc z wyjazdem.
Przed gankiem Dalszewskich świeciła się lampa. Rodzinka siedziała przed domem rozkoszując się ciepłym, pachnącym wieczorem Mimo dość późnej pory i Maciuś i Kasia harcowały w najlepsze.
– A moi co, poszli spać?
– Mirka wczoraj pojechała do Pogórza – odpowiedziała Renia.
– Z dziećmi, a co się stało?
– Wiśniewscy, wiesz, ci badylarze, jechali na wczasy nad morze , no i była okazja, by się z nimi zabrać. Ze Szczecinka miał ich ojciec odebrać.
– Nic nie mówiła, że ma zamiar jechać. – Może to wynikło teraz na dniach, bo i u nas nic nie wspominała wcześniej. Ale wiem, że bardzo chciała jechać na pogrzeb. Ojciec zadzwonił, że ten wasz oborowy zmarł; no ale wtedy nie dostała wolnego. Teraz nie odmówili, więc pojechała. – No tak, jak Dudkowski zmarł, to faktycznie bardzo chciała jechać.
– Siadaj Adam, co będziesz sam robił; w domu? Napijemy się piwka – Pan Stasiu zrobił miejsce przy stole, a żona poszła przygotować coś do jedzenia.
Wszystko niby było logiczne – nadarzyła się okazja, dostała wolne, a jednak... Adam niespokojnie przewracał się w pościeli. A jeśli wie? Przeżycia ostatnich dni wytrąciły go z równowagi, odebrały spokój. Po jaką cholerę mi to było? Mama tyle wycierpiała przez ojca a teraz ja – jej najukochańszy syn...
Rano znalazł list napisany naprędce przed wyjazdem. Leżał jak zwykle na radiu. Przeczytał i nieco się uspokoił Mirka pisała, gdzie ma szukać czystych koszul i fartuchów, co ma w słoikach do przygotowania szybkich posiłków. Radziła też, by i on wypoczął w ciszy i spokoju. Ani słowa, ani cienia jakichś wymówek, żalu, gniewu. A jednak... Niepokój towarzyszył mu cały czas, skrócił godziny przyjmowania pacjentów i zapakowawszy wszystkie cenne drobiazgi, kupione za ojca pieniądze – pognał do Pogórza.
Obudzeni ujadaniem psa, Lisowie wyszli przed dom, a widząc samochód zięcia zdziwili się trochę.
– A co ty tak po nocy , Adam? – teść przyglądał mu się w nikłym świetle z sionki, a on pod tym spojrzeniem czuł się bardzo nieswojo.
– Nie lubię być sam w domu, a wcześniej wyjechać się nie dało. A gdzie moja żona?
– Dawno śpią. Cały dzień nam dziś zeszedł w ogrodzie, przy truskawkach, no to się wcześnie położyli.
– Dzieci zdrowe?
– A jak! Buźki pełne, rumiane, apetyt im dopisuje, brykają z chłopakami, tylko kurz! – odrzekła teściowa z tkliwym uśmiechem. – Myśmy się też niedawno pokładli, bośmy pilnowali ciasta w piekarniku i słoików w kotle. Zjesz coś?
– Jeśli to nie będzie kłopot, to chętnie.
Mama nasmażyła jajek, zięć pałaszował, a oni wypytywali, co w pracy, jak tam rodzice. Odpowiadał, nie wdając się w szczegóły, tylko przy jednaj kwestii dłużej się zatrzymał:
- Jest możliwość wyjazdu do Francji na stypendium. Jeszcze wszystkiego nie doczytałem, ale chyba miałbym duże szanse.
– Ale tam! Nie za dużo wy planujecie? Mirka chce studiować, ty z tym wyjazdem, a kto wam dzieci będzie chować? Adam, widząc niechęć teściowej, co do ewentualnego wyjazdu, zmienił temat
Komentarze
Prześlij komentarz