Przejdź do głównej zawartości

 17.04. 2021r.



Uparta miłość t.II r.4 [4]



 Ja nic do niej nie–        miałam – odrzekła Mirka wymijająco.
 -  A ta druga, Rosjanka, co Jarek się do niej przymierza, to nie bardzo im się podoba – dodała.
 – Adam wspomniał, że widział ją przelotnie i to prawdziwa krasawica – wtrąciła córka.
 – Józek opowiadał, że jak pytali ją o różne sprawy i prywatne i z polityki – to, jak chciała, to odpowiedziała. A jak nie, to udawała, ze nie rozumie pytania. Taka widać, nie gapami karmiona. Wujek narzekał, że  syn majątek traci na telefony. Cóż poradzisz, zakochał się i tyle! – zakończył tato relację i zabrał się do sprzątania ze stołu. Mama zwinęła serwetę i wysypała na stół grzyby do czyszczenia.
 – Ty Mirusia połóż się z dziećmi, a my tu porobimy.
 – O, nie tak szybko. Muszę przygotować się do jutrzejszych lekcji, a moje szkraby dawno śpią, wyhasały się dziś za wszystkie czasy.
 – A ciężko masz z tymi łobuzami w szkole? – tato był ciekaw , bo o sprawach szkolnych córka mało mówiła.
 – Lubię uczyć, a jak się coś lubi robić, to nie męczy. Na studiach też sobie radzę, no ale to dopiero początek.
 Grzybów było zatrzęsienie. Renia, szczęśliwa, że nie musi zajmować się bliźniakami; wstawała do dnia, robiła obrządki, wysyłała swoich panów – jednego dyrektorować, drugiego do przedszkola i jechała z Kasią na grzyby. Wracała z dwoma koszami prawdziwków. Po obiedzie powtarzała kurs; a wieczorem mąż swoim sfatygowanym trabantem zawoził wszystko do skupu.
 Mama Lisowa napełniła wszystkie słoiki, jakie znalazła. Później nasuszyła tyle, że było i dla  córki i dla babci, no i sobie można było wziąć. Przy tym nie mogła się nachwalić kaflowej kuchni Adasiów
 –Chcesz ugotować? – idzie piorunem, chcesz upiec – niezawodna. A grzyby do rana masz suche i bialutkie! Mirka nalegała, by zostali do soboty, do przyjazdu męża. Rodzice jednakże byli niespokojni, o to, jak sobie chłopcy radzą i pojechali, nie czekając na zięcia.
 Adam, słysząc o takiej obfitości grzybów, nie mógł się doczekać powrotu żony z niedzielnej mszy, ledwo wróciła, chwycił koszyk i pomaszerował do lasu. Wrócił pod wieczór mocno rozczarowany; w koszyku miał ledwo parę podstarzałych borowików i parę podgrzybków.
  Gdy żona i sąsiedzi opowiadali, że wystarczyło tylko podejść pod wzgórze, by mieć pełen koszyk – tylko kręcił głową. Inni grzybiarze też psioczyli – grzyby były, ale się skończyły! Było po wysypie.
 – To tak, jak ze wszystkim, co człowiekowi łatwo przychodzi i ma tego w brud – przestaje to szanować – skomentował filozoficznie Stasiu, gdy skończyli pogawędkę. Adam oddał koszyk żonie, wziął swoje maluchy na ręce i krocząc z nimi do mieszkania, myślał, że on ma teraz szczęście w obfitości, ale bardzo je docenia! Gdy dzieci spały, a oni jeszcze gwarzyli przy wieczornej herbatce, zapytał:
 - A wiesz, co ja wczoraj zaproponowałem Stasiowi, gdyśmy chodzili wokół domu? Że mu pomogę i uprzątniemy te chaszcze z jego działki. Roboty z tym trochę będzie, bo to wszystko na nowo zarosło, no ale będą mieli nie dwie grządki, ale cały, piękny ogród!
  – A wiesz, że ja to samo omawiałam w zeszłym tygodniu z Renią? Mam takich dryblasów w ósmej klasie, że dla nich taka praca, to żaden wysiłek. Za drobną opłatą ,chętnie pomogą. Prawie się popłakała z wdzięczności

         – To my, Miruś, naprawdę jesteśmy jedno, jak mówi Pismo – rzekł tuląc i całując małżonkę

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
6.01.2024r. Uparta miość .III r.6[2] Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje. - Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi? - . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce? - Komu oddała klucze? - Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczę