20.06.2021r.
Uparta miłość t.II r.7 [1]
Przemek, gdy był na leczeniu w Sanatorium w
Polanicy Zdroju, zaprzyjaźnił się z sympatycznym inżynierem – panem Wacławem.
Pan ten onego czasu budował ze swoją firmą mosty na Węgrzech. Tam zakochał się
po uszy w powabnej Węgierce. Firma wróciła do kraju – on został. Ożenił się i
żyli zgodnie i szczęśliwie, tylko, że on ogromnie tęsknił za Polską. Po paru
latach udało mu się skłonić żonę do
wyjazdu. Zamieszkali we Wrocławiu, często odwiedzają teściów w Budapeszcie. Teść
pracuje w znanej łaźni tureckiej - Szechenyl . Ma szerokie znajomości wśród
pracowników z obsługi turystów. Pan Wacław już wtedy proponował Przemkowi
wspólny urlop w Budapeszcie; teraz ten
nareszcie nabrał chęci na taki wyjazd. Przekonał do wspólnego wyjazdu Adama, a
Elwiry nawet nie trzeba było namawiać! Formalności zostały pozałatwiane, na
pierwszą połowę lipca mieli obstalowany czternastodniowy turnus.
Mirka pociła się nad ostatnimi
egzaminami na uczelni. Zadaniem męża było pakowanie walizek i odwiezienie
dzieci do Pogórza.
Wcześniej był taki plan, że mama
Zalewska przyjedzie do Rostowa i pomieszka z wnukami przez ten czas. Jednakże
nastały upały a wraz z nimi gorsze samopoczucie u Pani Maryni i mąż nie zgodził
się na wyjazd. Lisowie za to przyjmowali małych gości z otwartymi ramionami. Jak
już zięć dotarł na miejsce; przez cały wieczór, z bliźniakami na rękach
pokazywali zięciowi, co urosło w ogrodzie i chlewikach. Później dumny Pawełek
pokazywał piękne świadectwo, a Piotrek na ten czas gdzieś wybył. Z samego rana,
gdy dzieci jeszcze spały Adam poszedł do ogrodu i pięknie wypielił grządki.
Przed obiadem mama wyszła przed dom i rozglądała się za wnusiami. Paweł z
Heniem baraszkowali na kocu rozłożonym pod jabłonią; wyjaśnił, że Piotrek też
tu był, ale mu się znudziło. Wziął małą na rower i pojechał do kolegów.
Nadszedł Adam, teściowa załamała ręce.
– Bój się Boga, Adam, przecież żeś się
spiekł, jak rak! Po coś tam tyle czasu siedział na takiej spiekocie?
– Dopiero teraz poczułem, że przypieka.
Przecież jakoś trzeba wam się odwdzięczyć za dobre serce. Mirka mnie zaraziła
tym bakcylem ogrodniczym, przedtem byłem całkiem zielony w tym temacie. U nas
jest podział – ona pilnuje warzyw; moje
są drzewka, krzewy, róże i do pomidorów mnie dopuszcza. A od reszty wara! U
niej wszystko równiutko, pod sznurek!
– O tak – ona jak coś robi, to
porządnie. A u nas aż wstyd, jak pozarastało. Ładnie to doprowadziłeś do
porządku. No bo widzisz ojciec do późna w biurze, bo teraz nadzoruje księgowość
w Ciłkach i Zalipiu. Chłopaków goniłam do książek, by świadectwa były jak
najlepsze. A mnie znowu szyciem zawalili. Jest tu druga krawcowa, ale u niej
drogo i byle jak i klientela wróciła do mnie! Adam rozciągnął się z lubością na
kocu obok synka, a że plecy piekły,
teściowa zarządziła:
- Skocz no Pawełku i przynieś ze
spiżarni dzbanek z kwaśnym mlekiem. A że syna dobrą chwilę nie było, poszła
sama. Przyniosła mleko kubeczki i koszyk z przyborami do szycia. Gdy zaspokoili
pragnienie, niewiele zostało na kompresy.
– Marnie widzę tę twoją opaleniznę,
zejdzie razem ze skórą – dogadywała teściowa robiąc okłady.
– Nieraz o tej porze, to już się było
opalonym na brąz. A w tym roku, choć do rzeki mamy blisko, ledwo dwa razy
Przemek mnie wyciągnął nad Wartę. Pracuje się na zmiany, do tego wciąż trzeba
się douczać, bo jesteśmy przed specjalizacją i pod szczególnym nadzorem. Nie ma
czasu! Jak przyjadę do domu podobnie – do Przychodni, często ktoś przychodzi po
poradę do domu, no i żonę muszę odciążyć , by mogła się przygotować do lekcji i
do zaliczeń na uczelni. No i też nie ma czasu dla siebie.
– Dzieciaki podrosły i widzę, że są w
bardzo dobrej formie.
– Mamy nową opiekunkę.
- A co u sąsiadki, rodzinka im się
powiększyła? - dopytywała mama
poprawiając spodenki Heniowi.
– W połowie kwietnia urodziła im się córeczka.
Nam udało się namówić do opiekowania się maluchami miłą starszą panią, u której
kupowaliśmy, jajka, ser, śmietanę.
– Pamiętam; taki domek przed
przejazdem kolejowym. Jest nadzieja, że odsapniecie na tych Węgrzech? Już
wiecie, co tam jest w programie?
– Co by nie było, przymusu zwiedzania
nie ma – o tyle, o ile. Poza tym leżymy i relaksujemy się. Choć znając Mirkę,
nie popuści, będzie oglądać,
fotografować, notować.!
– Latem, to chyba mniej ludzi choruje?
– zapytał Pawełek podając Heniowi
zagubioną w trawie piłeczkę.
– Nie dalej, jak przedwczoraj
przyjmowałem na oddział dwóch młodzieńców. Chłopy na schwał – a dopadła ich
ciężka choroba – zapalenie mięśnia sercowego.
– Z
czego to się bierze? – pytała mama mozolnie nawlekając igłę.
– Jeden chodził z niewyleczoną anginą,
drugi przesadzi z nurkowaniem w lodowatej wodzie, no i kłopot gotowy. Wbrew
pozorom, dużo młodych choruje; nie szanują zdrowia, przeceniają siły organizmu,
niepotrzebnie wyziębiają ciało itp.
Zdrowie to skarb, a moda i te inne głupoty – to zabawa, gra – mało
warta!
– Chyba wezmę małego do mieszkania,
wygląda na zmęczonego tym upałem – mama zwinęła jakąś bluzeczkę, włożyła do
koszyczka nożyce i nici. Henryś chwycił koszyk i poważnie niósł go do domu.
Komentarze
Prześlij komentarz