10.07.2021r.
Uparta miłość t.II r.8 [2[
–
Nie było chętnych,
wiec sama wybierała się na coraz dłuższe przechadzki po sąsiednich ulicach.
Przy pomocy podręcznych słowników ucinała sobie pogawędki z ulicznymi
handlarzami. Niektórzy znali parę słów po polsku, czy też po rosyjsku.
Któregoś ranka, po daremnych próbach
namówienia męża na wspólny spacer, postanowiła wypuścić się nieco dalej.
Chciała kupić dla mamy koszyczek z kompletem igieł, nici i koralików do
ozdabiania eleganckiej odzieży. Tłumaczka w recepcji wyrysowała jej marszrutę z
nazwami ulic.
Wyszła i zawróciła; z nagła lunął
deszcz. W obu przedsionkach handlarze momentalnie wystawili przed swoimi
bazarkami stoiska z płaszczami
nieprzemakalnymi i parasolkami. Praktyczny naród – pomyślała i kupiła
duży, czerwony parasol.
Deszcz zacinał, pomyślała, ze na
jasnych spodniach pozostaną plamy, weszła do najbliższej kawiarenki, by
przeczekać Po kilkunastu minutach przejaśniło się, można było wyruszyć na
poszukiwanie potrzebnego sklepu. Zdążyła już skręcić we wskazaną ulicę, gdy
dogonił ją zdyszany młodzieniec. Nie od razu rozpoznała w nim tego, który w
kawiarni siedział naprzeciwko. Stal przed nią z uroczym uśmiechem i wręczył jej
parasol, który zostawiła.…Mirka skłoniła się i podziękowała najuprzejmiej, jak
umiała. Młody człowiek wyciągnął rękę i przedstawił się.
-
Vassillssis Ipatlas, jestem Grekiem – rzekł po angielsku. Wobec tego i
ona się przedstawiła. Wyglądało na to, ze za chwilę znów lunie, nie było czasu
do stracenia.
- Bardzo się śpieszę – powiedziała po
polsku i dodała po angielsku, ze musi coś kupić. Grek
niewiele z tego zrozumiał, ale ruszył za nią. Towarzystwo nieznajomego – rzecz
dziwna – nie było krępujące. Wręcz przeciwnie, dawało poczucie bezpieczeństwa.
Było coś takiego w spojrzeniu, uśmiechu, co budziło sympatię. Mirka pokazała mu
kartkę ze szkicem, gdzie znajdzie sklep; a on bez trudu pokazał kierunek
marszu. W pośpiechu wracali do pensjonatu. Z daleka ujrzała męża – stał na
górnym tarasie, oparty o barierę i przyglądał się wchodzącym na schody.
Wyraźnie na nią czekał. Pożegnała swego towarzysza i pobiegła do męża.
– Bój się Boga, dziewczyno, gdzie ty
się podziewasz?! Zaraz po obiedzie mieliśmy zaalarmować Angelikę i zacząć
poszukiwania!.
– Nic się nie stało, po prostu
pomyliłam ulice. Przebiorę się i idę na obiad, a ty jadłeś?
– Akurat bym cos przełknął – odburknął
podążając za nią po schodach.
–
Nazajutrz nie
odstępował małżonki, nawet zrezygnował z rannej kąpieli. Po obiedzie zaś
towarzystwo posprzeczało się, gdyż każdy co innego chciał.
Angelika nie zdołała przekonać panów, by wybrać się na nabożeństwo
do przepięknego kościoła pod wezwaniem św,.
Macieja. Na darmo tłumaczyła, przed podróżą wręcz modlitwa tamże jest
konieczna! Mirka pragnęła odrobiny samotności i odpoczynku. W rezultacie
panowie zostali w klubie brydżowym, panie pojechały do świątyni a ona ucięła
sobie drzemkę. Pod wieczór ruszyła na mały spacerek. Już za rogiem
spostrzegła znajomą sylwetkę.
Przywitali się, jak dobrzy znajomi i przysiedli na ławeczce.
Vasillissis biegle mówił po angielsku,
ale szybko i z dziwnym akcentem, przeto niewiele rozumiała. Pisał słowa
angielskie, lub pokazywał węgierskie w swoim słowniku; Mirka szukała ich w
węgiersko – polskim . Do tego wszystkie czyste kartki pokryły się malutkimi
rysunkami, zadając sobie tyle trudu
opowiedział swoją historię: Matka opuściła męża i dzieci – jego i
jeszcze dwóch braci i wyjechała z jakimś Węgrem. W ostatnich latach życia usiłowała nawiązać z nimi kontakt. Rok
temu zmarła; wtedy poznali swoją węgierską rodzinę, mają tu siostrę przyrodnią.
Teraz zostali zaproszeni do Budapesztu, by się lepiej poznać. Bracia nie
reflektowali, on przyjechał. Ma opłacony trzytygodniowy pobyt w pobliskim
hotelu. Za parę dni wraca do Grecji.
Komentarze
Prześlij komentarz