17.07.21r
Uparta miłość t.II r.8 [3]
–
Mirka krótko opowiedziała o sobie. Wróciła do pensjonatu, gdy Elwira z Angelą zaczynały
kolację, po czasie dołączyli panowie. Zaraz po posiłku wracali , by dokończyć
partię brydża.
Leżąc w pościeli rozmyślała o swojej
dziwnej przygodzie. Od kiedy poznała Adasia, rzadko kiedy podobał jej się jakiś
mężczyzna. A ten Wasyl – jak go w myślach nazywała – podobał jej się bardzo,
choć zbyt urodziwy nie był: orli nos, wąsko osadzone piwne oczy, kanciasty
podbródek, ale ten uśmiech...
Rano okazało się, że panowie po
rozgrywkach, poszli jeszcze na drinka, by rozładować stres. I znów Mirka na
darmo prosiła męża, by jej towarzyszył w porannym spacerze
– Proszę , daj mi jeszcze godzinkę, a
pójdę z tobą , gdzie zechcesz - mamrotał rozespany.
Zasłoniła kotary, by go słonko nie
obudziło i ruszyła sama na zwiedzanie okolicy. Właściwie liczyła na to, że miły
Grek pojawi się prędzej, czy później i nie myliła się. Było mgliście i chłodno,
zaproponował kawę, ale jej szkoda było cennego czasu na przesiadywanie w
kawiarni; pokazała w słowniku hasło: świątynia. Kiwnął głową i poprowadził ją
na przystanek tramwajowy.
Wysiedli przy niewielkiej cerkwi.
Wystrój wręcz kapał od złotych ozdób. W
blasku setek gorejących świec stali i modlili się. Można było pochodzić po
malowniczym parku, ale Mirka nagliła do powrotu. Okazało się, że niepotrzebnie.
Adam dopiero koło obiadu doszedł do jakiej, takiej formy. Nie miał ochoty na
nic poza leżakowaniem na tarasie, wobec tego i Mirka nigdzie się nie ruszała.
Następne dni spędzali głównie we dwoje,
reszta towarzystwa chadzała własnymi drogami. Na trzy dni przed końcem pobytu ojciec Angeli, pan Alamassy opłacił
dla całej szóstki rejs statkiem spacerowym po Dunaju. Pogoda była wprost
rozkoszna. Widoki na miasto zapierały dech w piersiach, jedzenie wyśmienite ,
no i ta wszechobecna muzyka!
Jedna myśl mąciła nieco Mirce przyjemne
doznania. Tego dnia jej Grek miał
wyjeżdżać. A więc nie uściśnie mu ręki, nie popatrzy w miodowe oczy nie powie ,
że życzy mu z głębi serca, aby był szczęśliwy? Trudno. - I tak przydarzyło mi
się coś pięknego, czystego – jakby mi ktoś włożył w dłonie bukiecik konwalii...
– rozmyślała.
Jedna Mirka, nie dbając o oceny i trendy przyszła w długiej, powiewnej, sukni niebieskiego spokojna i nieco wyniosła.
Panowie dostosowali się do panującej tu mody – nie nakładali całych garniturów, jedynie kamizelki. Okazało się, że nazajutrz kończy się pobyt sporej grupy Rosjan i wodzirej głownie nimi się zajmował. Bal rozkręcał się powoli, ale z czasem , może pod wpływem ostrej papryki w każdej niemal potrawie, albo przez te mocne trunki; a przede wszystkim przez te muzykę – tęskną i upojną - towarzystwo ruszyło w tany! Przemek nie pozwalał Elwirze pić żadnego alkoholu, przeto wyżywała się w tańcu. Tańczyły włosy, piękne piersi, zgrabne nogi – słowem cała była wirującym wdziękiem. Rozbawiona, zakręciła nad głowa młynka swoim czarnym szalem i poszybował on nad głowami tańczących aż pod nogi muzykantom.
Jeden z nich podniósł szal do góry i poprosił, by zgłosiła się właścicielka. Dziewczyna chwyciła Przemka za rękę i podbiegli do sceny. Tęgi, spocony Cygan oświadczył, że teraz grają tylko dla nich. Ruszyli do tańca. Skrępowany tak liczną widownią kawaler słabo sobie radził, po paru obrotach poprosił Adama, by go zastąpił. Ten hulał, co się zowie, ale i on osłabł. A Elwira była niezmordowana, wybierała sobie, kogo chciała i szalała po sali. Przemek w łazience zlewał sobie głowę wodą, a krew w nim płonęła.
Coś było takiego w muzyce, w tańcach; w całej tej atmosferze pożegnania – coś tęsknego, namiętnego i jedynego że i śmiech i płacz były na zawołanie. Adam miał wyrzuty sumienia, ze zaniedbuje małżonkę, zatańczył z nią ledwo dwa razy.
Komentarze
Prześlij komentarz