Przejdź do głównej zawartości
20.08.2021r. Uparta miłośc r. 9 [3] – m u starych Rogowskich żniwa, u młodych budowa domu – pełne ręce roboty. Jasiek dopiero w sierpniu ma przyjechać, no to dziadek tu gospodarzem. Mówiłam ci, że Sabina była? Wracała z wczasów w Kołobrzegu i zajechała; no i od tego czasu dziadek jakiś nieswój. Mama zdjęła bliźniakom sandałki, nałożyła lekkie bamboszki, które oni zaraz zdjęły i ruszyły na pokoje na bosaka. – Cicho łobuzy, bo dziadka obudzicie! – uspakajała matka. – No i co, kolacji nie jadł, a ja sałatki narobiłam; dobrze, że chłopcy trochę sobie wzięli na to czuwanie. Gdy wreszcie bliźniaki posnęły, można było spokojnie pogadać, tylko, że obie były już bardzo zmęczone. Mirka stanęła jeszcze przed otwartym oknem, popatrzyła w gwieździste niebo, oddychała pachnącym maciejką powietrzem i falami napływały wspomnienia lat tu przeżytych. – Co tak stoisz? Zamykaj okno, bo komarów najdzie; dzieciaki poodkrywane, a od okna ciągnie – niecierpliwiła się mama. – Aż żal zamykać. Noc taka piękna, pachnąca; księżyc jaśniuteńki – ociągała się zapatrzona w dal. – No i dobrze, że księżyc wyraźny, pogoda na żniwa potrzebna... – rzekła mama i widocznie zasnęła, bo pytanie córki, czy są jagody, zostało bez odpowiedzi. Nazajutrz po ranny deszczyku nastał piękny, ciepły dzień. Krzątały się przy warzywach, gdy nadjechał rowerem tato. – O, proszę; to już do pałacu nie można na własnych nogach, trzeba rowerem? – żartowała córka. – Dzisiaj rower bardzo mi się przydał – odrzekł tato poważnie – Najpierw załatwiałem sprawy z kierownikiem budowy, później musiałem pojechać do magazynu z materiałami budowlanymi. Okna przywieźli, ale faktur do biura nie oddali. No i już myślałem, że odsapnę, a tu telefon z Zarządu – coś pilnego do dyrekcji. To ja na rower szukać Ludmiły. – – A co oni dziś nie urzędują? – zapytała mama przygotowując mężowi śniadanie. Maćkowiak od rana na polu, przy kombajnach, a Ludmiła oprowadzapo terenie dwóch inżynierów; zdaje się geodetę i architekta. Wybierają miejsce pod przyszłą oborę. – Muszę się posilić, bo dziś znowu późno wrócę. – – A dajże spokój, człowieku – wczoraj po piątej, dziś znowu późno, nawet z córką nie pogadałeś! – No przecież jeszcze nie odjeżdżają, jeszcze się nagadamy. Acha, jak kawalerka wstanie, powiedz im, że jest robota w magazynie. Fabisiak szuka ludzi do przewracania rzepaku, żeby dosechł. – Na razie, niech pilnują tej działki Łukowskim, jak tamci wrócą to się zobaczy. Nic im nie będę mówić. Do tego Mirusia chce iść na jagody. – Niech idzie, ale z jednym, drugi niech wartuje! – śmiał się tato kończąc posiłek. – Jak jeszcze nie wybrali lokalizacji, to im powiem, by obejrzeli pastwiska dla cieląt, jak się jedzie do Zalipia, tam by było idealnie. – Oni są od tego, nie ty! Mało masz swojej roboty? Rower też daj Madejskiemu, niech jeździ w ten upał, gdzie trzeba! – Boguś w Szczecinku, dziś i jutro nowe szkolenie. – Co ci z zarządu mają w głowach? Gorący czas żniw, a oni zwołują nasiadówki! Tato przygarnął małżonkę, zrobił oko do córki, która właśnie przyprowadziła dzieci i rzekł: - Jestem pełen uznania dla twych rad, ale mogłabyś jeden dzień nie marudzić?! Z powodu suszy, jak panowała przez ostatnie tygodnie, jagody były drobne i podsuszone. Mirka z Pawłem z wielkim mozołem napełnili dwulitrową kankę. Posilili się i postanowili, że nadłożą drogi, ale zajrzą na ulubiony zakątek nad jeziorem, gdzie przed paru laty biwakowali I właśnie tam, niedaleko kąpieliska znaleźli dolinkę z taką obfitością jagód, że postawali zadziwieni i zachwyceni! Duże, jędrne, dojrzałe owoce wprost oblepiały krzewinki. – Dziś tylko nałamiemy gałązek, by dzieciaki cieszyły się obskubywaniem, a jutro z samego rana przyjedziemy tu z Piotrkiem – rzekła Mirka zajadając się cudownymi borówkami. – No. Weźmiemy wiaderko, jagody są bardzo duże, będzie szło, jak złoto – odrzekł Paweł mocując się z gałązkami, które nie chciały się łamać. I tak ubolewając, że nie trafili tu od razu i ciesząc się na jutrzejszy zbiór, wracali do domu. Las, zroszony deszczem z rana, nagrzany słońcem za dnia – teraz roztaczał odurzająco piękną woń. Rowery sunęły lekko wyjeżdżoną, leśną dróżką – sama jazda była wielką przyjemnością. W domu czekała ich niespodzianka – przyjechał Adam! Rodzice Zalewscy stęsknieni i ciekawi nowin z urlopu na Węgrzech, zapowiedzieli się na niedzielę. Trzeba było wracać, by ogarnąć mieszkanie i przygotować coś dobrego do jedzenia dla wymagających gości. – A jagody ?! – wykrzyknął zawiedziony Pawełek. – Najważniejsze, że wiesz, gdzie jest ta jagodowa dolinka. Namówisz mamę, tatę i Piotrka i to koniecznie w niedzielę, póki są i póki nikt tam nie trafił – uspakajała zawiedzionego brata, który pomagał jej pakować ubranka, zabawki i cały sprzęt, jaki tu przyjechał razem z bliźniakami.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

11.08.2025r. Uparta miłość t.III r. 17[3] Dzień był wyjątkowo zimny, jak na połowę listopada. Adam uwijał się przy drzewie; później pilnował pieca . w końcu pomyślał, że w ciepłym domu można by było spędzić trochę czasu wspólnie.Zniecierpliwiony czekaniem zajrzał do pokoju, żona siedziała nad stertą dokumentów, machnęła ręką, wskazując na śpiącą córeczkę. Widząc, że czeka, poszła za nim do kuchni. - Jeszcze pół godzinki i miałabym koniec. - Twoja robota ma to do siebie, ze nie ma końca - uśmiechnął się. Mam dla ciebie pyszne jedzonko i ciekawe wiadomości - co najpierw? - Jeść! Wyjął z piekarnika pachnącą zapiekankę. - No, po prostu poezja- oceniła po chwili. - To ta nasza z makaronem i piersią kurczaka, czym przyprawiłeś, że taka smaczna? - Ubiłem pianę z jajek i dałem do gorącego piekarnika - odrzekł zadowolony, dokładając sobie nową porcję - Teraz powiedz, co to za nowiny, tylko oszczędź mi przykrych przed nocą - patrzyła wyczekująco na kończącego kolację męża. - Gadałem ...
16.10.2021r. Uparta miłość t.II r. 13 [2] moralności, jak wy niegdyś? Przed Bożym Narodzeniem nastała pogoda zmienna i kapryśna. W taki czas Zalewscy wybierali się do Szczecina na wesele . Pan Andrzej – przyjaciel rodziny, u którego mieli się zatrzymać, nalegał, by przyjechali w przeddzień. Tak też zrobili; razem spożyli wieczerzę wigilijną i w świąteczne popołudnie, wypoczęci, pojechali na ślub. Choć Elwira nie miała, oprócz paru dalszych kuzynów, żadnej rodziny; wesele było okazałe. Hulało na nim pół akademika, wielu dostojnych profesorów, oraz rodzina i przyjaciele Przemka. Panna Młoda subtelna i piękna tak się zalewała łzami w czasie ceremonii ślubnej, że Mirka zapomniała, że był czas, kiedy najchętniej odradziła by Przemkowi ten związek. – Co może miłość! Popatrz na nich – jacy zadowoleni, piękni. Daj Boże, niech im się wszystko ułoży jak najlepiej – szeptała do ucha mężowi, gdy stali w długiej kolejce, by złożyć życzenia. – Ano tak i ja życzę im jak najlepiej, szkoda t...
12.02.2025r. Po mokrej jesieni nastal suchy, mroźny grudzień; przed samymi Świętami sypnęło śniegiem i zrobiło się uroczyście, nastrojowo. Przygotowania do Bożego Narodzenia szły pełną parą. Wszyscy bardzo chcieli spędzić je razem; było tylko wciąż nie wiadomo, czy dziadek przyjedzie, czy trzeba jechać do niego , by nie był sam. Zadzwonił na parę dni przed Wigilią, że czeka na rodzinkę, najlepiej w same Święta, bo tak to musi dotrzymać towarzystwa Andrzejowi.Wobec tego pierwszego dnia Świąt Jagusia z mężem i Henio, skoro świt ruszyli na stację,by rannym pociągiem dotrzeć do Szczecina. Na miejscu okazało się , że obaj starsi panowie pomagają Siostrom Felicjankom na Wieniawskiego: dziadek przyjmuje bezdomnych w ich gabinecie, a Pan Andrzej pomaga w kuchni. Przygotowania do Wigilii dla dziesiątków bezdomnych, wyczerpało obu, tak, że poszli spać z kurami, dopiero świętować zaczęli, gdy młodzież przyjechała. Panowie, w dziadka mieszkaniu ,nagromadzili wszelkiego jadła z zakonnej kuchni, ...