Przejdź do głównej zawartości
17.09.2022r. Uparta miłość t.II r.24 [3] Mirka chciała podać, to co najlepsze, ale tato się skrzywił. - Ileż razy dziennie można jeść kopytka?! Czekając na kolację opowiadał o Stefanie Polebskim. Uciekł z Radomia, bo groziło mu aresztowanie.Werka przekonała Wojtka, by go przygarnąć; ten Ludmiłę, a ona męża. Tm sposobem tu znalazł lokum i zatrudnienie.Jako że tam pracował w tartaku, Maćkowiak dał go do stolarni, jako pomocnika dla Zahoty. Po tygodniu Mikołaj przyszedł do biura i prosił, by go zabrać. - To cud boski, że sobie palców nie poucinał, albo zakładu od niedopałków nie podpalił. Od rana do fajerantu opowiadał mi, co nadaje Wolna Europa i co w majątku trzeba pozmieniać. Żadnego pożytku, istna zawalidroga! - tłumaczył. Wobec tego szef kazał mu pracować w magazynie zbożowym. Fabisiak zawsze miał dość radykalne poglądy, w zupełności zgadzał się z nowym pracownikiem, że pegeery nie mają przyszłości, że przyszłość jest w prywatnej własności. Jednakże dni mijały, a pan Stefan nie potrafił obsłużyć żadnej maszyny i partaczył robotę. Rzekł więc do Polepy, że narazie majątek jest państwowy i tu za gadanie się nie płaci i że ma więcej nie przychodzić. Wojtek chciał go wziąć do obory, ale oburzony odmówił. Póki co jest w ogrodnictwie - Jacek Bernaś przeważnie jest podpity, więc nie bardzo wie do czego go pan Polepa przekonuje. - Tak, tak on do roboty nie bardzo, ale ministrem byłby znakomitym ! - rzekła na koniec mama podając kolację.Mirka lekko i z humorem opowiedziała jaką propozycję jej złożono i ile musiała nakluczyć, nim przyjęli jej odmowę. Rodzice zamilkli. - Przemyśl jeszcze , dziecko, swoje decyzje - żeby nie było jakichś szykan w stosunku do ciebie, czy Adama. Widzisz, co się dzieje u nas Jóźwiaka zamknęli i nie chcą żonie powiedzieć, gdzie siedzi. - Naszego listonosza? A za co? - Różnie ludzie mówią, że niby szpieg.O, widzisz , byłabym zapomniała - ciotka Rozalia napisała. Adama wspomina, Michael bardzo lichy, coś z kręgosłupem ma.Pisze, że przydałby im się taki domowy lekarz, bo u nich leczenie i opieka nad chorym bardzo droga. Mirka nieuważnie słuchała rozmyślając, czy nie zmienić swoich postanowień. Tato jakby czytał w jej myślach: - Ty się, córcia do rządzenia bardzo nadajesz. U ciebie porządeczek na pierwszym miejscu. Dożo dobrego mogłabyś zrobić mając trochę władzy. Zajrzał Paweł. - Idę spać. Gadałem z Kostkiem; był w warsztacie, nasza glebogryzarka na razie nienaprawiona, nie wiadomo do jakiej roboty jutro pójdziemy. - Nie będziesz jadł? - Grzesiakowa wyniosła nam do ogrodu pół blachy ciasta ze śliwkami, już nic nie zmieszczę. Śpij dobrze siostrzyczko - przytulił Mirkę i poszedł na górę. - To jest dobre, kochane dziecko - rzekła mama. - A Piotrek? - Tego jedno ratuje - w szkole go bardzo chwalą - rzekł tato - a teraz przez lato, jak widzisz. Wpada i wypada, wiecznie gdzieś goni, ktoś na niego czeka, jakieś sprawy ma niecierpiące zwłoki. - Przyjdzie czas i on rozumu nabierze - broniła mama. - Młode to to i głupie. No i dziewczyny go psują; latają za nim, jakby nie wiadomo kim był. - No bo przystojniak z tego mego brata, takiego drugiego w okolicy nie ma!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

31 październik 2018r.  W życiu bywa różnie5       W             zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął.   Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną.   Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
6.01.2024r. Uparta miość .III r.6[2] Pani Pelagia, widząc, że Mirce wrócił spokój, siadła naprzeciwka i poczęła wykładać swoje racje. - Pani Aldona nawet połowy swoich sprzętów nie zabrała; kazała mi szukać kupca. Na co jej stare graty, przecież te Żaki, to bogacze - mają rzeźnię, prowadzą sklep mięsny, co im bida zrobi? - . Nasza Aldonka dobrze zrobiła, ze nie patrzyła, że ten Jakub gruby, że prostak - liczy się serce. Ona by pani wszystko darmo dała, tylko na co to dyrektorce? - Komu oddała klucze? - Jeszcze nikomu, ale , kochana, pomyśl, gdzie się pakujesz.Ja dobrze pamiętam Baciarkową; przemiła kobieta. Jeszcze szkoła nie była gotowa - oni zamieszkali. No i co? Może trzy może cztery lata i zmarniała. Baciarek - młody wdowiec uwijał się i w domu, bo było dwoje dzieci i w pracy. Szkołę wykończył, dzieci wykształcił i niestety rozm stracił. Pani już była, jak ta Wioletta tu nastała/? Zadręczyła chłopa. Kiedy go brakło, to takie Sodomy, Gomory tu wyprawiała, że strach! Na szczę