25.12.2022r.
Wakacje się skończyły; pierwszy raz tak się zdarzyło, że przez całe lato Mirka nie była u rodziców.Nawet na rozmowy telefoniczne było mało czasu. U Lisów też letnie dni były wypełnione po brzegi, bo w ślad za uruchomieniem łazienki poszło zakładanie etażowego ogrzewania, później malowanie i urządzanie od nowa. Oboje usilnie zapraszali Zalewskich, by przyjechali i ocenili efekt końcowy, ale wakacje się dobiegły do końca. i nie było na razie szans.Jesienią, po zbiorach, nastał spokojny czas i można było zasiąść do maszyny i poszyć ludziom to, na co długie tygodnie czekali.W chłodny, październikowy wieczór, kiedy tak siedziała szyjąc, wpadła, jak burza Bożena Fabisiaków.
- Lisowa, czemu ty nie masz radia włączonego?Gdzie Lis? Dlaczego wy telewizji nie oglądacie?1 -
- Zwozi drzewo do szopy - wyszeptała wystraszona,- Lisowa -Co się stało? Wojna, czy co? - wstała od maszyny i wpatrywała się w twarz najstarszej córki Stasi Fabisiakowej.
- Papierza mamy! - i Bożena rzuciła się Lisowej na szyję zanosząc się od płaczu.
- Przecież niedawno umarł, co nowego wybrali? - pytała pani Lusia zastanawiając ,czemu ten fakt aż tak poruszył kobietę.
Papieża Polaka! Włączaj telewizor, Lisowa! Cała Polska, ba cały świat huczy, a ty spokojnie przy maszynie siedzisz?!
- Polaka wybrali? Tak bez niczego? - Lisowa na powrót usiadła i długą chwilę siedziała w milczeniu, nim powoli zaczynała rozumieć, co się stało.
- To cud boski, sama powiedz - Bożena wciąż ocierała łzy. - Z takiego narodu, popatrz, co tyle wycierpiał, ale też i modlić się potrafi, jak żaden!
- Wiesz co , Bożena - jak tak, to my tą kapliczkę postawimy! Jak Polak zasiada teraz tam, najwyżej, to kto nam podskoczy?
Pani Lusia rzuciła wszystko i pobiegła do męża.
I rzeczywiście, wszelkie formalności załatwiało się od ręki; ruszyła od nowa zbiórka pieniędzy, komitet na czele z Fabisiakiem zamówił u znanego w okolicy rzeźbiarza figurę Matki Bożej i projekt kapliczki. Z nastaniem wiosny mieszkańcy Pogórza pracowali karczując krzaki i przygotowując godne miejsce dla wymarzonego obiektu; jakiś nowy duch wstąpił w ludzi.
Tymczasem trwała jeszcze zima. Dla Mirki i paru wybranych obywateli Rostowa skończyły się dobre czasy. Towaru było coraz mniej, a kolejki coraz dłuższe, Żadna ze sprzedawczyń nie odważyła by się dać komuś jawnie i bez żadnego sprzeciwu ,torby z przygotowanym towarem. Zalewscy zamówili więc u babci Heni wyroby na Święta, umówili się że tam się spotkają z rodzicami. Jednakże od połowy grudnia nastały takie śnieżyce, że Adam, który dosyć się namozolił, by przyjeżdżać z Poznanie, zrezygnował z wyjazdu do Białośliwia. Rodzice dotarli, poświętowali. ale wracając ugrzęźli w korku na parę godzin. Oboje ten wyjazd odchorowali.
14.01.2019r. Na życzenie czytelników powtórna publikacja niektórych opowiadań. Dziś " Słomiany wdowiec" Z moją Alą zapoznałem się na czerwcowym biwaku. Ja kończyłem szkołę ekonomiczną, Ala liceum pedagogiczne. Po maturze zacząłem pracować w pobliskim spółdzielni mieszkaniowej. Byliśmy nieprzytomnie zakochani i czekaliśmy tylko, żeby skończyć szkołę, i wziąć ślub. Dyrektor mojej instytucji zaproponował nam mieszkanie w nowo wybudowanym bloku. Mieliśmy gdzie mieszkać, pracowaliśmy; wkrótce doczekaliśmy się dwojga dzieci. Żyliśmy pełnią życia – młodzi, zdrowi, szczęśliwi. Gdy dzieciaki podrosły, Ala poszła na wymarzone studia, zaoczne. Wkrótce po ukończeniu nauki, zaproponowano mojej żonie posadę dyrektorki szkoły. Byliśmy oboje bardzo dumni z tego, tylko, że Ala zaczęła się zmieniać – była wyniosła, podkreślała swoją pozycję, a ja byłem coraz mniejszy, coraz mniej interesujący, jako mężczyzna . Dzieci poszły na studia, wkrótce syn się ożeni...
Komentarze
Prześlij komentarz