9.110. 2023r.
Uparta miłość t.III r.4[4]
Cisza,dostojna, dzika przyroda dookoła, stołowka ze smacznym, wiejskim jedzeniem, żadnych obowiązków - to wszystko wystarczyłoby , by wspaniale wypocząć. Jednakże, tak w matce, jak i w synu odezwała się przemożna potrzeba - zobaczyć jak najwięcej. Postanowili zacząć od najbliższej okolicy.Zaraz po śniadaniu, zaopatrzeni w żywność i nieprzemakalne płaszcze, ruszyli w drogę. Tuż za ogrodzeniem spotkała ich sprzątaczka.
- Jak państwo idziecie w góry, to trzymajcie się wytyczonych szlaków; a i tak pilnie patrzcie pod nogi, bo tu mnóstwo żmij i węży. Spotkanie ze żbikiem i, czy rysiem też do przyjemnych nie należy. Uważajcie!
Mirce zupełnie minęła ochota nw wyprawę w nieznane. Postanowili pochodzić po rozległej osadzie i wrócić na kwaterę. Do końca pobytu, krajoznawcze wyprawy kończyły by się w odległości stu metrów od schroniska, gdyby któregoś dnia , na pietrze nie zamieszkał pan Przemysław. Tajemniczy jegomość z wąsami i brodą, do tego w obszernym kapeluszu. Tylko wielkie, czarne oczy były dobrze widoczne. Podekscytowana Mirka poszła do kucharek zasięgnąć języka.
- Tu przeważnie takie dziwaki przyjeżdżają. Od tego Przemysława nie dowie się pani skąd przyjechał, ani kim jest. Mnie to się zdaje, że to ksiądz, co zrzucił sutannę, albo był blisko wyświęcenia - zaczęła opowieść zażywna, starsza kucharka przysiadając na zydelku.-To było ze dwa lata temu, czekaliśmy na grupę harcerzy, bo mieli zamówioną kolację i nocleg. A tu z nagła burza tak się rozszalała, że tylko patrzyliśmy, kiedy nam dach zerwie. To ten Przemysław poszedł do świetlicy i całą mszę św. odprawił i to po łacinie. No to skąd to zna?
- A ci harcerze przyszli ?- zapytała zasłuchana Mirka.
- Dotarli szczęśliwie, ale dopiero rano. Przeczekali noc w smolarni.
A Pan Przemysław, stały widać bywalec, nie tylko tego pensjonatu, każdego wieczoru rozpalał ognisko. Kto chciał, przychodził i słuchał starych pieśni i gawęd o ciekawostkach z całej okolicy.Każdego wieczoru było inne audytorium, bo niewielu było takich, co zamierzali być dłużej. Przeważnie były to grupy zmierzające do Ustrzyk Dolnych, Halicza Wołosatego, albo na północ. Tego roku Pan Przemysław przyjechał starym , wojskowym gazikiem Na takim wieczorze, przy ognisku Henio z mamą zawarli z nim znajomość i umówili się na wycieczkę po jemu znanych , atrakcyjnych miejscach. Namówił Mirkę na wycieczkę w okolice Soliny, by zobaczyli, jak powstaje jezioro. Część doliny już była gotowa na zalanie spiętrzonymi wodami Solinki i Sanu, w wyższych partiach pracował ciężki sprzęt; ogromne ciężarówki wywoziły stamtąd ziemię Widok zapierał dech w piersiach. Henio tylko kręcił głową, czegoś takiego pewnie już w życiu nie zobaczy. Matka pstrykała zdjęcia i robiła notatki- jaki obszar będzie zalany, które miejscowości już nie istnieją, drogi dojazdowe itp
31 październik 2018r. W życiu bywa różnie5 W zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął. Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną. Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
Komentarze
Prześlij komentarz