0104.2024r.
Uparta miłość t.III r.7[5]
Mirce w zasadzie było wszystko jedno, czy mąż jest, czy go nie ma.Już dawno nauczyła się radzić sobie bez niego. Teraz była bardzo zajęta i bardzo zmęczona - kolejny rok szkolny dobiegał do końca.Jednakże miała niedosyt informacji o Jagusi - dyżurni wychowawcy niechętnie udzielali informacji o szczegółach leczenia przez telefon; wobec tego musiała o tym rozmawiać z mężem Skwapliwie się zgodził na odwiedziny u córki, kiedy tylko żona będzie chciała jechać I to było wszystko - nie była ciekawa jego przeżyć w sanatorium, ani nie lubiła opowiadać , co w szkole. Adam rozmyślał, co począć, by choć odrobinę być razem, a że się nie udawało - postanowił pojechać do rodziców. Wszak ojciec nigdy nie był święty, a mimo to rodzice są jednością. Czyli istnieje taka miłość przebaczająca, postanowił zbadać, na czym ona buduje i pojechał
.Miał nadzieję, że jak dawniej, zanurzy się w cieple rodzinnego gniazda. Cudownie będzie żartować z mamą, wymienić poglądy na bieżące wydarzenia z ojcem.Nareszcie był w dobrej formie, co z pewnością rodziców ucieszy.Jakże się zawiódł!
Sąsiadka poinformowała go, ze oboje rodziców zastanie w szpitalu. Okazało się, że mama zasłabła, co się nieraz zdarzało, tylko, że następnego dnia sytuacja się powtórzyła -wtedy tato wezwał karetkę. Po pierwszych powitaniach panowie wyszli na hol i bardzo przybity ojciec opowiadał, jak zwołano konsylium, jak mamę przebadali i stwierdzili, że stan jest poważny. Jest niewydolność krążenia i chore nerki. Pani Marynia bagatelizowała swoją chorobę;miała przy sobie męża i swego jedynaka - obaj spełniali jej wszelkie życzenia -kochający , zatroskani i z całego serca oddani - czego chcieć więcej?. Z ożywieniem opowiadała, że Jagunia napisała do niej, że jak tylko skończy leczenie, to do nich przyjedzie i że jest zdrowa, tylko na wątrobę musi uważać.
- Poszłam na targ, kupiłam dwie kobiałki truskawek, dżemu nasmażyłam . Przyjedzie wnusia, to jej omleciki będę robić, to nie jest ciężkostrawne. Mówię ci Adaś, ja się cały czas dobrze czułam. tylko jak przyszedł ten czas burzowy, to mnie tak ścięło.
Wieczorami , w domu syn próbował rozerwać bardzo zmartwionego ojca. Opowiadał mu o sanatoryjnym leczeniu, o panu Władysławie - tato słuchał bez zainteresowania, pochłonięty swymi myślami.
- Gorbaczow ma przyjechać w lipcu do Warszawy, może będzie przełom w naszych relacjach -próbował z innej beczki.
- Jaki Gorbaczow? - zapytał ojciec, jak zbudzony ze snu. Uwagę skupiał tylko wtedy, gdy się mówiło o mamie i rokowaniach
- Tato, a ty znasz dziadka MIłorzęba z Białośliwia?
- Nie znam osobiście, wiem, że to ojczym Lusi Lisowej i że było z nim kiepsko.
- No właśnie~! Jak jedzie na badania kontrolne , do Poznania, to go oglądają, jak przybysza z kosmosu. Ma liczne blizny po ranach postrzałowych, zniszczony wojną, ciężką pracą na roli. Wdał. się nowotwór kości w obrębie miednicy.Wszelkie badania i prognozy mówiły jedno - nie ma ratunku, stoi nad grobem. A chłop żyje! Od bladego świtu krząta się w obejściu, karmi swoje króliczki, pielęgnuj drzewka w sadzie. Tak że widzisz - diagnoza, to jeszcze nie wszystko, nie wyrok.
- No tak, masz rację mama nie jest jeszcze wyniszczona chorobą, no i wiek - dopiero sześćdziesiąt pięć lat. - rozważał tato troszkę pocieszony.
Poprawiły się wyniki i chora miała być wkrótce wypisana. Wobec takich nowin, Adam wrócił do domu; Tam zastał Henia. W szkole, pod koniec reku nie było już lekcji, tylko zajęcia w lesie; skorzystał z tego luzu i przyjechał. Powód był bardzo poważny - chciał wyjechać za granicę.Dawniej, gdy panowała zgoda, Mirce wystarczyło jedno spojrzenie, by odgadnąć, że mąż czymś się zmartwił. Teraz nie poświęcała mu uwagi, ale syn spostrzegł, że ojca coś tra
31 październik 2018r. W życiu bywa różnie5 W zasadzie nikt nie był jej teraz potrzebny, najtrudniejszy okres minął. Agnieszka dostawała stypendium, były małżonek od czasu do czasu przypominał sobie, że ma troje dzieci i przysyłał parę złotych. Dzieciaki były na tyle samodzielne, że mogła brać dodatkowe dyżury i radziła sobie całkiem nieźle z utrzymaniem rodziny. Postanowiła, że nic w swoim życiu zmieniać nie będzie. Kończył się właśnie kolejny rok i Iwona umyśliła sobie, że urządzi u siebie składkowego Sylwestra - korzystając z tego, że babcia wzięła do siebie dzieci na przerwę świąteczną. Dobrze wstawiona Bożka przyjęła pierścionek zaręczynowy od swego adoratora i starała się nie myśleć, co będzie jutro. Zaraz po północy przyszedł niespodziewanie nieproszony gość - Rysiek. Był trzeźwiutki i bardzo poważny. Złożył Iwonie życzenia, a później ukląkł przed nią i wyrzekł głośno -Pani Bożeno, ja panią kocham. Jest pani dla mnie najukochańsza, jedyna
Komentarze
Prześlij komentarz