9.03 2025r.
Uparta miłośc t.III r. 14[3]
Renia powoli dochodziła do siebie; przytomniejszym wzrokiem popatrzyła na sąsiadów i usiłowała wstać.
- Spokojnie, posiedź jeszcze aż będziesz silniejsza.
- Głowę wam zawracam swoimi sprawami...
- Są rzeczy ważne i najważniejsze - nie zawracasz głowy - rzekła Mirka.
- Tak, ale u mnie wszystko pootwierane,światła pozapalane, nawet radio w kuchni gra i znów spróbowała się podnieść z fotela.
- To ja pójdę pozamykam, pogaszę - zaofiarował się Henio. Wyszedł i zaraz wrócił , poszedł do kuchni.
-Tylko tyle mamy soli? - pokazał solniczkę- nie da się stanąć na schodach.
- Na dole w szafce powinno być całe kilo, a może i dwa. Ojciec pośpieszył z pomocą: z soli i popiołu zrobili mieszankę, posypali schody i dróżkę do sąsiadów i dopiero chłopak. ostrożnie stąpając mógł przejść do mieszkania Dalszewskich. będąc w przedsionku, usłyszał, że dzwoni telefon.
- Halo!
- Tu mówi Jóżwiakowa, z kim rozmawiam?
- Z synem.- skłamał myśląc: niech to spadnie na mnie, ja udźwignę.
- Wiecie co się stało?
- Wiemy.
- Powiedz mamie, że Stasiu w karetce odzyskał świadomość, rozmawiał z lekarzem. Wzięli go na blok operacyjny. Rano będzie coś wiadomo, to zadzwonię.
- Pani może chodzić?
- Mogę. Nic mi nie jest, mam bark wybity, myślę, że za dwa, trzy dni mnie wypiszą.
Nie były to radosne wieści, ale Reni bardzo pomogły. Nieżywego przecież by nie operowali.
- To Terenia Jóżwiakowa dzwoniła?Pamiętam ją z GS-u.
- Stare dzieje, od lat jest główną księgową u Stasia w zawodówce. Wracali z narady.
Adam, widząc w jakim stanie jest sąsiadka, zaproponował, by Henio zanocował u nich.
- Rano pod dom podjechała piaskarka; doktor jadąc za nią mógł bezpiecznie dotrzeć do Przychodni, gdzie czekali chorzy i poszkodowani. Mirka wyglądała syna, godzina już była przedpołudniowa - a jego nie było Wzięła wiec córeczkę i poszła zobaczyć, co u Reni. Ta siedziała przy stole ze zmierzwioną fryzurą, z zapadniętą twarzą, w starym swetrze - wyglądała żałośnie.
- Henio jeszcze śpi; ja zapadałam w krótkie drzemki, a on zasnął dopiero nad ranem.
- Masz jakieś wiadomości.?
- Jóżwiakowa dzwoniła, że jest na intensywnej terapii, tam nie zajrzy. Jak powiedziała decydujące będą najbliższe dni. Pojechali jej nowym samochodem i ona prowadziła w te i z powrotem. Byli już koło Suchego, jak zrobiło ślisko. Zatrzymali się na kawę i Staszek zaproponował, że on teraz poprowadzi,że ona jest zmęczona. No i po paru kilometrach zniosło go i wpadli pod ciężarówkę.
- Czego potrzebujesz, oprócz tego, że obiad ci przyniosę?
Renia nic nie odpowiedziała, gdyż bała się wybuchnąć płaczem, by nie straszyć i tak mocno niepewnej Marii.
Po południu temperatura tak wzrosła, ze królowała głównie woda, bo i śnieg topniał na protegę i po oblodzeniu nie było śladu. Henio pojechał do internatu, a do Reni zawitali zaniepokojeni goście - Boguś z nową zoną i urodziwym, paroletnim synkiem. Późnym wieczorem zadzwoniła Jagusia, że Maciek przyjechał,że byli u ojca, ale go nie widzieli, uzyskali tylko informację, że stan jest ciężki, ale stabilny.
14.01.2019r. Na życzenie czytelników powtórna publikacja niektórych opowiadań. Dziś " Słomiany wdowiec" Z moją Alą zapoznałem się na czerwcowym biwaku. Ja kończyłem szkołę ekonomiczną, Ala liceum pedagogiczne. Po maturze zacząłem pracować w pobliskim spółdzielni mieszkaniowej. Byliśmy nieprzytomnie zakochani i czekaliśmy tylko, żeby skończyć szkołę, i wziąć ślub. Dyrektor mojej instytucji zaproponował nam mieszkanie w nowo wybudowanym bloku. Mieliśmy gdzie mieszkać, pracowaliśmy; wkrótce doczekaliśmy się dwojga dzieci. Żyliśmy pełnią życia – młodzi, zdrowi, szczęśliwi. Gdy dzieciaki podrosły, Ala poszła na wymarzone studia, zaoczne. Wkrótce po ukończeniu nauki, zaproponowano mojej żonie posadę dyrektorki szkoły. Byliśmy oboje bardzo dumni z tego, tylko, że Ala zaczęła się zmieniać – była wyniosła, podkreślała swoją pozycję, a ja byłem coraz mniejszy, coraz mniej interesujący, jako mężczyzna . Dzieci poszły na studia, wkrótce syn się ożeni...
Komentarze
Prześlij komentarz